Pause
Current Time 0:08
/
Duration Time 0:18
Remaining Time -0:09
Stream TypeLIVE
Loaded: 0%
Progress: 0%
0:08
Fullscreen
00:00
Unmute
Playback Rate
1
    Subtitles
    • subtitles off
    Captions
    • captions off
    Chapters
    • Chapters

    “Kiedy kupię w Indiach?”. Polski motocykl elektryczny robi na świecie furorę

    Powstał bez rozgłosu, w garażu na warszawskim Bemowie. Nie było pokazów prasowych i fajerwerków. Polski elektryczny motocykl już jeździ, a jego twórca twardo walczy o powodzenie swojego projektu.

    Kiedy stoi na podjeździe, wygląda naprawdę bojowo. Typowy naked bike, z ostrymi, niebanalnymi kształtami i kilkoma designerskimi sztuczkami, które czynią go muskularnym. Czarny, agresywny, napompowany mocą. A kiedy uświadomisz sobie, że jego silnik ma moc 3 kW, czyli tyle, co dwa odkurzacze, zaczynasz patrzeć na niego z politowaniem.

    Oczywiście do momentu, gdy nie ruszy spod świateł. A to odbywa się w całkowitej ciszy. Nie słychać, jak startuje, nie słychać, jak jedzie. Widać tylko jak znika za zakrętem.

    Falectra to nie jest sportowy motocykl. To nie jest też skuter. To po prostu nieduży, genialny w swojej prostocie miejski motocykl o napędzie elektrycznym. Na dodatek jest po prostu świetnie zaprojektowany i robi wrażenie o wiele większego, niż jest w rzeczywistości.

    Motocykl powstał w Warszawie, stworzył go jeden człowiek. Piotr Krzyczkowski nie ma jeszcze trzydziestki na karku. Jeszcze niedawno studiował w Mediolanie i pracował nad elektrycznym motocyklem dla legendarnego Ducati.

    – Pomyślałem, że przydałoby się coś podobnego zrobić w Polsce. Jest okazja, jest trend na elektromobilność, jest powiew świeżości. Nie chciałem robić samochodu. Przy motocyklu proces homologacyjny jest łatwiejszy, sama maszyna też nieźle wygląda, nie jak pudełko na kółkach. To taki Ford T na nasz rynek, stąd też wzięła się prostota konstrukcyjna. Tylne panele są przyczepiane na rzepy. Żeby to było łatwo wymienić, jak chcesz zmienić sobie kolor – mówi mi Piotr Krzyczkowski.

    Motocykl oparty jest na stalowej ramie. Silnik umieszczono nisko. Krzyczkowski mówi, że ma być ozdobą, ma być go widać. Nie zdecydował się na umieszczanie silnika w kole - choć taki trend panuje na świecie. Ale to zwiększa tzw. masę nieresorowaną, co przekłada się na gorszą trakcję.

    Silnik zamontowany w ramie to niższa masa nieresorowana, co przekłada się na lepsze właściwości jezdne. Ale chodziło też o względy praktyczne.

    – W naszym klimacie to się lepiej sprawdza. Silnik znajduje się nieco wyżej, niż gdyby był umieszczony w kole. W ten sposób jest trochę dalej od kałuż, liści, kamieni. Poza tym, dochodzą do tego względy produkcyjne i serwisowe. Jak silnik się zepsuje, bierzemy klucz, odkręcamy cztery śruby i go wyjmujemy. Jeśli zdarzy się problem z kołem, oponą czy tarczą hamulcową, odkręcamy dwie śruby i koło mamy zdjęte. Skala trudności eksploatacyjnej w porównaniu do sinika umieszczonego w kole jest nieporównywalna – tłumaczy Piotr Krzyczkowski.

    – Do momentu, kiedy nie mieliśmy prototypu, nie pokazywaliśmy żadnych szkiców, nie mówiliśmy, że jest nowy polski motocykl. Wizualizacji w internecie jest mnóstwo. Już wiele razy słyszeliśmy, że zaraz będzie nowa Syrena, już za moment po ulicach będą jeździć nowe Warszawy. A tu chodziło o to, żebyśmy pokazali to, co już mamy a nie to, co byśmy chcieli – mówi.

    Opowiada, że nie chciał pokazywać szkiców, rysunków i wizualizacji. Wolał przedstawić światu gotową maszynę.

    Za przednim kołem znajduje się wlot powietrza – to nie jest tylko zabieg stylistyczny, bo silnik naprawdę jest chłodzony cieczą. Do ramy można szybko dokręcić podramę, dzięki której na motocyklu zmieszczą się dwie osoby. Schowek znajduje się w miejscu, gdzie tradycyjny motocykl ma bak paliwa i jest pojemny - zmieści się tam na przykład spora torebka, a nawet kask typu orzeszek.

    Bateria waży 17 kilo i jest umieszczona jak najniżej się da, jej obudowa została wydrukowana w 3D i wzmocniona od wewnątrz kevlarem, żeby żaden kamień jej nie przebił.

    – Pamiętacie historię z pożarem jednej Tesli? Na drodze leżał jakiś drąg, który obrócił się, gdy auto nad nim przejeżdżało. Przebił baterie i cały samochód stanął w płomieniach. Może nie są to sytuacje do końca porównywalne, ale różne rzeczy mogą się na drodze zdarzyć – tłumaczy mój rozmówca.

    Dodaje, że akumulator ma pojemność 45,5 Ah. To wystarczy do przejechania 80 kilometrów. Pomaga w tym system odzyskiwania energii – kiedy hamujemy, ładujemy akumulator.

    – I to po prostu 80 km, bez żadnych warunków dodatkowych. Nawet jeśli będziemy jechali dość szybko, to wystarczy na pokonanie takiego dystansu. Mam siostrę w liceum, która zauważyła, że mogłaby przez cały tydzień dojeżdżać do szkoły za mniej niż złotówkę. To kilka razy mniej, niż jeden bilet na autobus – mówi konstruktor.

    Silnik marki Golden Motors (holenderskiej firmy, produkowany w Chinach) ma 3 kW, czyli około 5 koni mechanicznych.

    – Wiem, że można dodać do motocykla kuferek, dodatkowe oświetlenie, owiewki i inne elementy. Ale nie w tej chwili. Ja nie chcę robić koszulek z logo i pokazywać jakie piękne mogą być owiewki. To jest ciągle prototyp i ciągle go ulepszam. Ostatnio podniosłem podnóżki, bo okazało się, że można zawadzić o krawężnik albo studzienkę – mówi konstruktor.

    Pause
    Current Time 0:07
    /
    Duration Time 0:16
    Remaining Time -0:09
    Stream TypeLIVE
    Loaded: 0%
    Progress: 0%
    0:07
    Fullscreen
    00:00
    Unmute
    Playback Rate
    1
      Subtitles
      • subtitles off
      Captions
      • captions off
      Chapters
      • Chapters

      Faktycznie, podczas rozmowy co chwila pokazuje najdrobniejsze niedociągnięcia, mówi skąd wynikły i kiedy zostaną naprawione. Przypomina, że to ciągle prototyp. Ale prototyp w pełni funkcjonalny i po prostu ładny. Na dodatek został zbudowany szybko i całkiem tanio.

      – Niby niewiele, ale weź pod uwagę moment obrotowy – to jest 70 Nm. Maluch miał 39 Nm. Owszem, nasz motocykl nie jest przesadnie szybki, na co część osób narzeka. On nie będzie jeździł jak sześćsetka. Poza tym jest nieco zdławiony, by nie rozpędzał się do więcej niż 60 km/h – mówi nam Krzyczkowski.

      On sam woli “jeść małą łyżeczką”. Przyznaje, że Falectra jest zaprojektowana z dużym zapasem – w przyszłości do tej samej ramy będzie można montować mocniejszy silnik, większą baterię a także wyposażenie dodatkowe.

      – O pomyśle zacząłem myśleć w Mediolanie, jesienią 2017 roku. W grudniu wróciłem do Polski i stwierdziłem, że wszystko, co narysowałem jest po prostu brzydkie i cały folder wylądował w koszu. Ale niedługo później zacząłem wymyślać nazwę i rysować. Pierwszy szkic wyszedł mi praktycznie przypadkiem, w zasadzie namazałem ten taki obrys paneli. Dorysowałem do tego silnik, koła... Zeskanowałem, dopracowałem na tablecie, robiłem kolejne wersje, model 3D w komputerze i tak to powstało – wspomina Krzyczkowski.

      Sto tysięcy złotych na realizację pomysłu zdobył z funduszu Polskie Inwestycje Technologiczne. I w ciągu roku zaprezentował działający prototyp. Nie wymyślał koła, wiele części po prostu kupił. Widelec, silnik, baterie, manetki, układ hamulcowy, nawet licznik – wszystko można po prostu kupić i złożyć z tego motocykl. Oczywiście, gdy się ma ramę i wiedzę, jak to ma ze sobą współpracować.

      Mimo wszystko Falectra nie wygląda jak motocyklowy Frankenstein. Ma włącznik świateł z logo marki, kształt koła napędowego został dobrany do wzoru felg. Przednia okrągła lampa LED robi świetne wrażenie.

      Krzyczkowski znalazł nawet opony z nacięciami przypominającymi literę F. Na baku znajduje się miejsce na telefon komórkowy, można tu też podłączyć ładowarkę.

      Pytany o plany na przyszłość, wymienia szybko zadania.

      – Wchodzimy w taki fajny etap, w którym pojawiają się inwestorzy, ale i partnerzy. Dzięki temu łatwiej coś omówić, to świetna pomoc od ludzi z doświadczeniem, w każdej chwili mogę o coś zapytać. Mamy kontakt z firmą, która robi baterie dla KTM, zna wymiary naszej baterii i będzie projektowała dla nas najbardziej wydajną - opowiada.

      Rozmawia z firmą, która może wytwarzać ramy, szuka możliwości produkcji termoformowanych paneli. To elementy, które można sobie samemu wymieniać - są plastikowe. Jedni wolą czarne, inni będą chcieli różowe, a dla producenta to żaden problem.

      W przyszłym roku na polskie drogi ma wyjechać 10 egzemplarzy prototypowo-promocyjnych. Zbiorą dane, opinie i w 2021 roku Falectra trafi do masowej produkcji. Cena powinna wynieść około 15 tysięcy złotych, ale już wiadomo, że będą dostępne również inne wersje – na przykład z aluminiową ramą czy wyposażeniem dodatkowym.

      – Jestem podbudowany wiadomościami, które przychodzą na maila. “Kiedy będę mógł kupić w Indiach?”, “Kiedy będą na rynku, bo od razu wezmę 10 do firmy?” - takie pytania dostaję. Ja nie chcę opowiadać, jakie to jest świetne i się prężyć. Ale odbiór faktycznie jest niezwykle pozytywny – cieszy się Krzyczkowski.

      Tekst: Konrad Bagiński

      Zdjęcia: Stefan Ronisz


      “Kiedy kupię w Indiach?”. Polski motocykl elektryczny robi na świecie furorę
      1. Section 1
      2. Section 2