''To nie jest sztuka dla samej sztuki''

Dr Adam Kuzdraliński, twórca Nexbio, w wywiadzie dla INNPoland

INN:Poland

Laboratorium to jego drugi dom, jednak wierzy głęboko, że nauka musi wychodzić poza mury uczelni i instytutów, aby móc realnie zmieniać świat. Kiedy wraz ze swoim zespołem dostrzegł palący problem, który uderza w każdego, uznał, że najwyższa pora nosić nie tylko fartuch laboratoryjny, ale też założyć garnitur biznesmena.

– Nie ma sensu zrobić ekskluzywny produkt dla wybranych. To w ogóle nie rozwiązuje żadnego problemu. Mamy w sobie poczucie misji. To naprawdę nie jest sztuka dla samej sztuki – przekonuje w wywiadzie dla INNPoland dr Adam Kuzdraliński, właściciel i założyciel Nexbio, chcącego zrewolucjonizować światowe rolnictwo lubelskiego start-upu, przed którym stoi perspektywa wygrania 1 mln dolarów. Trwa właśnie głosowanie, w którym można wesprzeć polską firmę w walce o część tych funduszy.

Od samego początku Adam Kuzdraliński pragnął zostać biotechnologiem?

Zacznijmy moją opowieść od tego, że zawsze byłem człowiekiem wielu zainteresowań. W liceum interesowałem się biologią i biochemią, ale czystą chemią raczej nie. Tak samo z fizyką i matematyką – w pamięci potrafiłem rozwiązywać zadania z fizyki, natomiast równania matematyczne nie były już moją specjalnością. Przed studiami miałem więc dylemat, jaki kierunek wykształcenia obrać. Biotechnologia okazała się strzałem w dziesiątkę, bo generalnie łączyła wszystkie moje zdolności i od początku czułem się w niej jak ryba w wodzie. Kiedy ją studiowałem miałem poczucie, że jestem w miejscu, w którym powinienem się znaleźć.

Zawsze miałeś ścisły umysł? Nie było w tobie krztyny humanisty?

Różnymi rzeczami interesowałem się w swoim życiu. W głównej mierze były to nauki ścisłe, swego czasu zajmowałem się też elektroniką, budowałem roboty. Sam jednak robotem nie byłem [śmiech], bo miałem w sobie również artystyczną duszę. Pasjonowałem się na przykład muzyką, komponowałem, nawet wyprodukowałem 2 płyty, które można było kupić. Moją ostatnią i największą miłością jest jednak biotechnologia i od dłuższego czasu rozwijam ten obszar swoich zainteresowań.

Innowacyjność kojarzy się dzisiaj głównie z IT. Patrząc obiektywnym okiem, która z dziedzin – informatyka czy biotechnologia – twoim zadaniem będzie wiodła prym w zmienianiu świata na lepsze?

Szczerze myślę, że obie. Rzeczywiście jest teraz boom na IT – 95 proc. start-upów to aplikacje mobilne czy inne rozwiązania z zakresu informatyki i telekomunikacji. Obserwując jednak, co dzieje się z biotechnologią, a szerzej mówiąc w świecie life science, nie sposób nie zauważyć dynamicznego rozwoju. Jestem przekonany, że po boomie na IT bujny rozkwit będzie przeżywała właśnie biotechnologia. To kwestia czasu, kilku lat, aczkolwiek w Stanach Zjednoczonych ta dziedzina nauki pędzi do przodu jak lokomotywa – tam liczba biotechnologicznych start-upów na km2 jest po prostu porażająca. Patrzę zatem z optymizmem na przyszłość tej branży.

Byłeś w Stanach Zjednoczonych?

Jeszcze nie, ale byłem w innym zagłębiu start-upów, Izraelu, gdzie uważnie obserwowałem tamtejszy rynek. Tam co drugi człowiek myśli nad założeniem albo prowadzi już start-up.

A kiedy Ciebie naszła ochota, by ruszyć w świat z logo własnego start-upu na wizytówce?

Na uczelni. Bardzo lubiłem angażować się w badania laboratoryjne, zostałem więc na uczelni, wcześniej zrobiłem doktorat. Dosyć szybko wykiełkowała w mojej głowie myśl, żeby w praktyce zastosować to, czym biotechnologia zajmuje się w laboratoriach. Wiedziałem, że choć mamy już wiedzę na bardzo wysokim poziomie, to ciągle nie przekłada się ona wystarczająco na naszą codzienną rzeczywistość, na to co dzieje się w życiu człowieka, a w naszej grupie docelowej –rolnika. Uznałem, że najwyższa pora, by wyciągnąć naukę z laboratorium na światło dzienne.

Tak narodziło się Nexbio.

Pierwszym start-upem, który zakładałem razem z kolegą z uczelni, dr Czarneckim, było Vitagenum. Do tego projektu dołożyłem swoją wiedzę z zakresu genetyki. Nexbio jest drugim start-upem, który powstał z kolei w celu zastosowania genetyki w badaniach mikrobiologicznych i weterynaryjnych. Ten pomysł zrodził się jeszcze podczas badań, które prowadziłem na zlecenie takich dużych spółek jak Bayer i Syngenta, czyli producentów środków ochrony roślin. W czasie tych prac dostrzegłem pewien palący problem.

Co cię zaniepokoiło?

Robiąc te same doświadczenia w różnych lokalizacjach, bo tak prosili ci, którzy mi je zlecali, okazywało się, że w jednym miejscu te same środki ochrony roślin działają, a w drugim nie. Mało tego, podawano je w tych samych dawkach. To już dało mi do myślenia. Drugim impulsem, który popchnął mnie do działania, był fakt, że dzisiaj nawet największe firmy opierają rejestrację środków ochrony roślin na wizualnej obserwacji. Innymi słowy człowiek idzie w pole i obserwuję, czy na roślinach są objawy chorób. Co więcej, podając w procentach, na oko ocenia zmiany chorobowe.

Do jakich ostatecznych wniosków doszedłeś?

Jako biotechnolog postawiłem tezę – jak się później okazało prawdziwą – że można ulepszyć tę kontrolę dzięki potencjałowi, jaki tkwi w DNA. Mówiąc bardziej obrazowo, wyłączyć człowieka z tego procesu weryfikacji, a na jego miejsce podstawić technologię. Poza tym, robiąc doktorat, który był poświęcony porównaniu rolnictwa ekologicznego z konwencjonalnym, miałem okazję z bliska zobaczyć, jak funkcjonuje ten sektor. Okazuje się, że rolnicy, już na początku, jak tylko rośliny zaczynają rosnąć, stosują duże dawki środków ochrony, tak na wszelki wypadek, żeby zapobiec rozwijaniu się mikroorganizmów.

Strzelają do wroga na oślep.

Z jednej strony na oślep, a z drugiej strony po to, żeby mieć problem z głowy. Stosowane masowo w rolnictwie środki ochrony roślin to głównie substancje o bardzo szerokim spektrum działania.

I Nexbio ma rozwiązanie, które położy temu kres. Rolnictwo potrzebuje go jak kania dżdżu?

Ja myślę, że można powiedzieć, że nie tylko rolnictwo, ale i świat potrzebuje takiego rozwiązania. Końcowym odbiorcą tego, czym się zajmujemy, jest każdy człowiek. Bo wszyscy musimy jeść, populacja coraz bardziej się zwiększa, coraz większe są naciski na producentów żywności, żeby była ona lepszej jakości. I tu wkracza Nexbio. Obecnie rolnictwo konwencjonalne, ale także ekologiczne potrzebuje nowych narzędzi, żeby produkcja żywności stała się bardziej wydajna. Jeśli rolnicy na początku sezonowego wegetacyjnego stosują duże ilości środków ochrony roślin, to potem mamy wyniki badań naukowych, jakie mamy np. na Lubelszczyźnie.

Jak mniemam, nie napawają one zbytnim optymizmem.

Te publikacje podają, że co w trzecim produkcie spożywczym na półce – przypominam, że chodzi o Lubelszczyznę, która jest przecież zielonym regionem naszego kraju – są pozostałości pestycydów. Badania ze Stanów Zjednoczonych mówią zaś o tym, że dzieci żyjące na obszarach wiejskich coraz częściej chorują na nowotwory. Mało tego, wynika z nich, że w zależności od tego, jaka roślina rośnie na danym obszarze, dzieci z tego regionu częściej zapadają na określony nowotwór. Inny, gdy jest to kukurydza, a inny tam, gdzie rośnie pszenica. Ma to niestety związek z tym, jakie stosuje się środki ochrony roślin. Dla mnie jako biotechnologa było to przerażające i razem z zespołem stwierdziłem, że pora zaprząc wiedzę biotechnologiczną i spróbować rozwiązać ten problem.

Jaką technologią Nexbio chce zrewolucjonizować rolnictwo? Opisz ją proszę w przystępny dla zwykłego Kowalskiego sposób.

Nexbio możemy określić mianem ‘’lekarza roślin’’. Tak jak lekarz diagnozuje człowieka, my zajmujemy się stanem zdrowia roślin. Już na początku okresu wegetacyjnego możemy powiedzieć rolnikowi, jakich chorób może się na nich spodziewać. Jesteśmy w stanie zrobić to z dużym wyprzedzeniem – od miesiąca do 5 miesięcy, a nawet analizujemy rośliny ozime np. pszenicę ozimą, którą sieje się na jesieni i już wtedy jesteśmy w stanie swierdzić, czy jest tam ryzyko wystąpienia septorii, mączniaka albo innych mikroorganizmów wywołujących choroby roślin. Na tej podstawie rolnik może zastosować niższe dawki pestycydów i tylko takie, które są potrzebne, nie te o szerokim spektrum działania, które przy okazji wybijają pożyteczne mikroorganizmy.

Precyzyjna diagnoza i spersonalizowana terapia w jednym.

Wybiórcze stosowanie pestycydów nie tylko oszczędza dobre mikroorganizmy. Wiadomo również, że środki ochrony roślin oddziałują na pszczoły i inne pożyteczne owady, a także dostają się do wód podziemnych, zatruwając je. Jako Nexbio przekazujemy tę wiedzę rolnikom, dzięki czemu stosują środki nie tylko w niższych, mniej szkodliwych dawkach, ale też redukują związane z nimi koszty. Ostatecznie każdy z nas stanie się beneficjentem tej technologii, bo na naszych talerzach będzie lądowała żywność lepszej jakości, bez pozostałości pestycydów. Skoro będą one stosowane w niższych ilościach, to w prostej linii będzie ich mniej albo w ogóle w końcowych produktach.

Finałem prac Nexbio ma być jednak urzeczywistnienie hasła ‘’zrób to sam’’.

Póki co przeprowadzamy testy w warunkach laboratoryjnych. Docelowo chcemy wyjąć laboratorium genetyczne z pracowni naukowej i włożyć je do kieszeni, Koncept, nad którym obecnie intensywnie pracujemy, nazywamy ‘’mobilnym laboratorium w pudełku’’. Chcemy ‘’zmieścić’’ laboratorium w urządzeniu, które będzie można zabrać ze sobą w pole i tam wykonać w czasie rzeczywistym analizę. Zależy nam na tym, żeby rolnicy mogli w kilkanaście minut na miejscu określić, jakie mikroorganizmy tam występują, tak by nie musieli tych próbek wysyłać nam do laboratorium. Z takim urządzeniem od razu poznają ryzyko chorób, które mogą pojawić się na roślinach.

Co z ceną takiego urządzenia? Nie będzie barierą nie do pokonania dla niemałej grupy odbiorców?

Wkładamy wysiłek w to, żeby urządzenie było dostępne dla jak największej liczby rolników, nie tylko dla tych największych i najbogatszych. Bardzo zależy nam na tym, żeby analizę opłacało się robić codziennie. Urządzenie samo w sobie to jedna strona medalu. Natomiast jego zasada działania będzie opierała się o jednorazowe kartridże, czyli wymienne karty np. z napisem pszenica, służące do wykonania jednej analizy na danej roślinie. Chcemy, żeby były one na tyle tanie, by rolnik, nie martwiąc się o koszty, mógł dzień w dzień robić kontrolę w polu. Dążymy więc do tego, aby nasze urządzenie stało się takim stałym systemem wczesnego ostrzegania.

Inaczej nie miałoby to sensu.

Dokładnie. Dzięki temu, że oznaczenie będzie bardzo tanie, rolnik będzie mógł np. 3 dzień z rzędu stwierdzić, że określona choroba występuje na danym polu. To będzie dla niego sygnał, że pora zainterweniować i zdusić ją w zarodku zupełnie innym tj. zdecydowanie mniej szkodliwym pestycydem, a także zupełnie inną dawką, niż robiłby to opryskując na wszelki wypadek pole całym arsenałem środków. Otwieramy zatem zupełnie nową perspektywę w rolnictwie i generalnie jakości żywienia.

Czy każdy rolnik poradzi sobie z obsługą takiego podręcznego laboratorium?

Uważamy, że nikt nie będzie miał z tym problemu. Od strony technicznej kartridż, poza tym, że będzie miał strukturę stosowną do wykonania analizy chemicznej, będzie też takim łatwym zestawem do pobierania próbek, przypominającym dziurkacz od papieru. Fizycznie trzeba będzie pobrać próbki z pola – dla wiarygodności wyników zalecamy pobrać je z 5 miejsc – i wsunąć kartridż z pobranymi tkankami do podręcznego aparatu. Całą resztę zrobi już urządzenie Nexbio.

Jak użytkownik zostanie poinformowany o wyniku?

Trzeba zaznaczyć, że wykrycie przez urządzenie mikroorganizmów nie oznacza 100 proc. rozwinięcia się określonej choroby. Określa największe ryzyko jej wystąpienia w danej lokalizacji. Urządzenie wyświetli ją z nazwy i żeby było jeszcze łatwiej, poda, jakie środki ochrony należy zastosować. Prócz tego planujemy uruchomić system Big Data, w ramach którego urządzenie będzie połączone z innymi działającymi aparatami, tworząc wielką bazę w chmurze. Będzie można liczyć na ostrzeżenie w rodzaju ‘’twoje urządzenie nie wykryło jeszcze rdzy na twoim polu, natomiast 20 km dalej stwierdzono taką chorobę, uważaj, bo być może za 3-4 dni pojawi się i u ciebie”.

Po jakim czasie będzie można otrzymać wynik? W oka mgnieniu?

Od razu na pewno nie, bo to skomplikowana analiza chemiczna. Urządzenie musi przeprowadzić 3 procesy – wyizolować DNA, powielić je z zastosowaniem specjalnych sond i na koniec dokonać detekcji tego układu, który pozwala stwierdzić, że mamy do czynienia z DNA niebezpiecznego mikroorganizmu. Wierzymy, że zdołamy koniec końców skrócić ten czas do kilkunastu minut.

A jakie mikroorganizmy urządzenie Nexbio ma wykrywać?

Największym zagrożeniem w uprawach roślin są grzyby. Bakterie mają niewielkie znaczenie, wirusy też zaczynają być problemem, natomiast celujemy przede wszystkim w grzyby, bo to one powodują 99 proc. strat w uprawach. Osobiście od strony naukowej zajmowałem się grzybami, więc tym bardziej ten temat jest mi doskonale znany.

Czy na świecie ktoś inny nie pracuje nad podobnym rozwiązaniem? Mówi się przecież ‘’czego to Amerykanie albo Chińczycy nie wymyślili’’.

To jest bardzo dobre pytanie. Oczywiście rozglądaliśmy się za podobnym wynalazkiem. Powiem tak – nauka w tym obszarze jest tematycznie bardzo podzielona i wydaje mi się, że jako pierwsi łączymy te wszystkie kropki. Obecnie badania nad takimi rozwiązaniami prowadzą oddzielnie instytuty naukowe czy uczelnie. Mój kolega w Bydgoszczy zajmuje się grzybami z rodzaju Fusarium, koleżanka w Lublinie – mączniakiem i na naszym podwórku zebraliśmy pod szyldem Nexbio te wszystkie tematy. Poza tym, że oferujemy kompleksową analizę, rozwijamy własną technologię i własne testy molekularne w oparciu o najlepsze rozwiązania bioinformatyczne.

Czyli nie czujecie na plecach oddech konkurencji?

Na dzisiaj nie odnajdujemy analogicznego rozwiązania. Owszem, pracuje się nad urządzeniami przenośnymi do analizy krwi czy innych czynników, natomiast w tym momencie czegoś kompleksowo rozwiązującego akurat ten określony problem nie ma. U innych znajdujemy po prostu poszczególne fragmenty rozwiązania, a nie jego całość.

Czego potrzebujecie, żeby wypłynąć z tym projektem na szerokie wody? Pewnie jak każdy start-up, na pierwszym miejscu są fundusze [śmiech].

Rzeczywiście, żeby zbudować tego rodzaju urządzenie, potrzebne są odpowiednie środki. Z jednej strony stawiamy sobie za cel obniżenie kosztów produkcji, z drugiej pilnie potrzebujemy powiększyć zespół. O ogromnym znaczeniu tej drugiej potrzeby przekonaliśmy się wiosną tego roku. Mieliśmy tyle zamówień na przeprowadzenie oznaczeń od rolników z Polski i Ukrainy, że dostrzegliśmy, że zasilenie naszych szeregów jest bardzo zasadne.

Odhaczmy fundusze na rozwój technologii i rozbudowę zespołu. Na czym Wam jeszcze zależy?

Poszukujemy szeroko rozumianych kontaktów, w tym partnerów do współpracy. Jesteśmy świadomi, że nadal jako mały start-up potrzebujemy kogoś, kto będzie pośredniczył w sprzedaży naszego produktu. Ponadto samo narzędzie to jeszcze nie wszystko. Potrzebny jest też doradca, agronom, który na podstawie wiedzy, jaką mamy – odmiany roślin czy chociażby pogody – podejmie decyzję, jakie środki zastosować na danym polu. Reasumując, bardzo zależy nam na tym, żeby wszelkie nasze działania połączyć w jedno kompleksowe przedsięwzięcie.

Macie na to szanse, ponieważ na początku tego roku wygraliście finał polskiej edycji konkursu ‘’The Venture’’. W sumie pokonaliście ok. 100 innych start-upów. Było to wielkie przeżycie czy może podeszliście do tego zwycięstwa bez większych emocji?

Myślę, że określenie ‘’wielkie przeżycie’’ pasuje idealnie. Mieliśmy przyjemność znaleźć się w gronie polskich finalistów, z których każdy robi coś bardzo potrzebnego. Wierzyłem oczywiście w siłę swojego projektu, ale do końca uważałem, że start-upy, z którymi rywalizowaliśmy w finale, robią też niesamowite rzeczy. Było dla mnie wielką motywacją, że zostaliśmy zwycięzcą polskiej edycji ‘’The Venture”. Tym bardziej, że idea tego konkursu, w którym wyróżnia się firmy mogące realnie zmieniać świat na lepsze, też daje powody do dumy.

Biorą w nim udział start-upy, które poza biznesem realizują społeczną misję.

Stąd też ta ogromna satysfakcja. Jeśli chodzi Nexbio, to choć ten aspekt społeczny jest niezwykle duży, mamy stricte bardzo technologiczny wizerunek, więc czuliśmy się szczególnie wyróżnieni tym zwycięstwem. Przy okazji nawiązaliśmy fantastyczny kontakt z pozostałymi finalistami, nadal utrzymujemy ze sobą świetne relacje, dużo się od siebie uczymy. Niezwykle cieszę się, że miałem okazję spotkać tych wszystkich ludzi, bo to znaczy, że start-upy zmierzają w bardzo dobrą stronę.

Co masz na myśli?

Że nie jest to tylko taki czysty biznes polegający tylko na zarabianiu pieniędzy, ale też kryje się za nim rozwiązanie realnych bolączek, czy ludzi niepełnosprawnych czy problemów, na które wielkie korporacje nie zwracają akurat szczególnej uwagi. Ten konkurs pokazuje jednak, że nie brakuje ludzi z misją, którzy społeczne zaangażowanie dzielą z biznesową działalnością. I dobrze, moim zdaniem, to zdrowa relacja, bo na rozwiązaniu realnych problemów też można robić biznes, z tym, że jest to biznes społecznie odpowiedzialny.

Jako laureat polskiej edycji konkursu mogłeś reprezentować Nexbio na Oksfordzie, gdzie organizatorzy konkursu zorganizowali dla zwycięskich start-upów z całego świata warsztaty Accelator Week. Jak wrażenia z wizyty na najbardziej renomowanej uczelni?

Niewątpliwie było to duże przeżycie dla mnie jako naukowca. Oxford jest mekką nauki, więc czułem się podwójnie usatysfakcjonowany,. Z jednej strony było szkolenie, z drugiej oglądałem każdy szczegół, przyglądałem się temu, jak to wszystko funkcjonuje. Co do samych warsztatów, stanowiły też dla mnie duże wyzwanie, bo prezentowały zupełnie inny tryb szkolenia. Nie wyglądało to tak, że siedliśmy wszyscy w auli i słuchaliśmy wykładu. Nie, to były warsztaty w pełnym znaczeniu tego słowa. Od rana do nocy byliśmy angażowani w różnego rodzaju zajęcia. Czasem bardziej luźne jak np. gry, które miały pobudzać naszą kreatywność, natomiast też takie poważniejsze, gdzie już zastanawialiśmy się nad strategią biznesu, finansami i promocją.

W grupie podobnych zapaleńców musiało być raźniej.

Ten tydzień zapamiętam na całe życie. Raz, że Oksford, ci wszyscy wykładowcy i mentorzy. Dwa – codzienne spotkania z innymi uczestnikami, tymi „wariatami pozytywnymi’’, z których każdy realizuje swój projekt i wierzy, że dzięki niemu zmieni coś czy to w skali lokalnej czy nawet globalnej. Świetnie się dogadywaliśmy, wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt, mamy grupę na WhatsAppie, wymieniamy się informacjami i kibicujemy sobie nawzajem w tym konkursie. Ponownie spotkamy się w lipcu w Los Angeles.

Jaką najważniejszą wartość wyniosłeś z tych warsztatów?

Cenną wartością była świadomość, że to co robi Nexbio, nawet na Oksfordzie spotyka się z takim wielkim uznaniem, gdzie wydawałoby się, porównując polską naukę z poziomem zachodnioeuropejskim, nie powinno nikogo nic zaskakiwać. Tymczasem jak słyszysz tam ‘’Wow, to jest świetne’’, to takie pochwały naprawdę dodają skrzydeł. Z tych warsztatów wróciłem bardzo zmotywowany i to podwójnie, bo sporo dobrego usłyszałem też od innych uczestników. Jeśli kolega start-upowiec, który sam realizuje niesamowity projekt, mówi ci, że chciałby, by produkt Nexbio był u niego/niej w kraju, to satysfakcja z tego, co robisz, jest jeszcze większa.

Jakie kolejne wyzwania czekają na Nexbio w związku z dalszym udziałem w konkursie “The Venture”?

W tym momencie pracujemy nad tym, żeby pokazać to, co robimy, w bardzo jasny i klarowny sposób. Finał w Los Angeles w lipcu to jest etap, w którym trzeba opowiedzieć o swoim pomyśle w bardzo krótkim czasie, tak żeby każdy zrozumiał, czym dany start-up się zajmuje. My zajmujemy się biotechnologią i genetyką molekularną, więc nie jest to takie łatwe. Dlatego pracujemy nad jak najlepszym przekazem. Jednocześnie funkcjonujemy na rynku i świadczymy swoje usługi, zatem duże wyzwanie stanowi pogodzenie naszej działalności z przygotowaniami do finału konkursu. A teraz mamy przecież głosowanie, więc musimy dzielić cenny czas na kilkanaście spraw naraz.

Jak możemy wesprzeć Wasz start-up na tej drodze?

Jeśli chodzi o konkurs, to od 8 maja rozpoczęło się głosowanie. To etap, w którym szanse na wsparcie projektu mają internauci poprzez oddanie głosu na stronie ‘’The Venture’’. Takie zdalne wsparcie przekłada się realnie na finansowanie, ponieważ każdego tygodnia pomiędzy 30 start-upów rozdzielana jest proporcjonalnie od liczby zdobytych głosów kwota 50 tys. dolarów. Chciałbym więc zachęcić wszystkich do tego, żeby wsparli projekt Nexbio. Po pierwsze dlatego, że zmieniając rolnictwo wpłynie realnie na to, co ląduje codziennie na naszych talerzach.

A po drugie?

Jesteśmy polskim start-upem rozwijanym przez naukowców, od których to coraz częściej dzisiaj oczekuje się stosowania w praktyce rozwiązań naukowych. Coraz więcej mówi się o tym, aby polska nauka wyszła z murów uczelni zarówno do biznesu, jak i codziennego praktycznego zastosowania. Dlatego wsparcie w tym konkursie w trakcie głosowania jest dla nas tak bardzo ważne.

A jak środki będą rozdysponowywane podczas finału? Łącznie z głosowaniem w puli jest 1 mln dolarów. Spora sumka.

Dobrze, że o to pytasz, bo to bardzo ciekawe. Otóż finał składa się z kilku etapów, na koniec pozostaje już tylko kilka firm, które rywalizują o największą część środków – 750 tys. dolarów. O ich przydzieleniu decyduje już jury. Co istotne, już w trakcie finału podejmuje ono decyzję, ile funduszy przeznaczy na dany start-up. W teorii może przeznaczyć je na wszystkie 5 finałowych start-upów. Może też przeznaczyć wszystkie środki na jeden albo na pierwsze trzy. Wydaje się, że przesądzi o tym to, jak dużą wartość w tych pomysłach dostrzeże jury. Po poprzednich edycjach konkursu mamy sygnały, że finansowanie zależy od tego, jak wielki wpływ start-up będzie miał na otaczającą rzeczywistość i jak globalny będzie problem, który rozwiązuje.

Jak szacujecie swoje szanse w finale?

Mamy nadzieję wzbudzić duże zainteresowanie jury. Mam głębokie przekonanie, że to co robimy jest bardzo potrzebne. Zresztą już zaczynamy zmieniać rzeczywistość. W Polsce w niektórych gospodarstwach już stosuje się nasze rozwiązanie. To wprawdzie ułamek, ale to już się dzieje. Co prawda jeszcze nie w urządzeniu, lecz w warunkach laboratoryjnych, ale to też dużo zmienia. Pragniemy rozszerzyć nasze przedsięwzięcie na cały świat, zważywszy, że rynek żywności jest ogólnoświatowy. Jeżeli będziemy wpływać na jej produkcję na całym świecie, w tym w biedniejszych regionach, cała ta działalność będzie miała dopiero sens.

Na co planujecie przeznaczyć ewentualną wygraną?

Środki, które ewentualnie pozyskamy w tym konkursie, przeznaczymy w pierwszej kolejności na obniżenie kosztów produkcji. Urządzenie musi być powszechnie dostępne, aby realnie coś zmieniło. Nie sztuką jest zrobić ekskluzywny produkt dla wybranych. Wtedy nic on nie zmieni, bo okaże się, że rozwiązaliśmy problem 1 proc. żywności, które jest w obrocie. To nie jest w ogóle rozwiązanie żadnego problemu. Wywodzimy się z uczelni, ja nadal pracuję na uniwersytecie w Lublinie, mamy więc w sobie poczucie misji. To naprawdę nie jest sztuka dla samej sztuki.

Na koniec zapytam, czy w jakiś sposób państwo, szerzej sektor publiczny, wspiera rozwój Nexbio i jej technologii?

Zacznijmy od tego, że Nexbio powstało w ramach funduszy unijnych z 3.1 części programu PO-IG. Prowadząc badania naukowe na uczelni, pozyskuję też granty m.in. z NCBiR. Nie są to środki bezpośrednio wydatkowane na Nexbio, natomiast dzięki nim realizuję badania z zakresu genetyki mikroorganizmów, które oczywiście mają znaczenie dla przyszłości start-upu i rozwoju jego technologii.

Jak wiadomo, pieniądze to nie wszystko. Start-up jak tlenu potrzebuje też promocji. Spotkanie z prezydentem RP chyba w tej materii było na wagę złota?

Jak najbardziej. Ucieszyło nas, że takie młode firmy technologiczne, które sama nie mają funduszy na promocje, zaczynają być dostrzegane. Mogliśmy pokazać, czym się zajmujemy, w Pałacu Prezydenckim przed salą pełną przedstawicieli biznesu, a także polityki, przed ludźmi, do których w innych okolicznościach ciężko byłoby nam dotrzeć. Fakt, że zostaliśmy tak docenieni, podziałał motywująco, a poza tym uzyskaliśmy dostęp zarówno do dużego biznesu, jak i kontaktów w start-upowym środowisku. Networking, który dział się po tym wydarzeniu, to było coś wspaniałego.

Szczegóły mile widziane.

Dzięki temu wydarzeniu mieliśmy możliwość pojechać z prezydentem na wizytę gospodarczą do Izraela. Mieliśmy okazję obejrzeć izraelski system start-upowy, który jest jednym z największych na świecie. W dodatku wzbudziliśmy tam niemałe zainteresowanie. Dostaliśmy nawet zaproszenie do akceleratora start-upów przy dużym uniwersytecie w Tel Awiwie. Opowiedziano nam o programie dla takich młodych firm, do którego można było dostać się poprzez konkurs. W momencie, w którym zapoznano się z naszym pomysłem, zaproponowano nam udział w tym programie od razu, w ogóle bez całej procedury konkursowej.

Ten program nadal trwa?

Doszliśmy właśnie do największej bolączki małych firm. Mieliśmy na tyle małe zasoby, że koniec końców musieliśmy zrezygnować z udziału w tym programie, co boli nas do dzisiaj. Zespół cały czas się rozdziela. Jedna osoba jedzie w jedno miejsce, żeby promować Nexbio, a druga w inne. W rezultacie zdarza się, że w firmie jest za mało osób, aby wszystko ogarnąć. Gdyby zespół był większy, prace naukowo-badawcze zdecydowanie by przyspieszyły. Nie ukrywajmy, że im więcej osób na pokładzie, tym szybciej realizuje się wszystkie zadania, również te promocyjne. Dlatego absolutnym priorytetem w zakresie promocji jest większy zespół.

Czego Wam życzyć, oprócz powodzenia w finale i powiększenia ekipy?

Tego, by nasze wynalazki miały szansę dotrzeć do jak największej liczby użytkowników. To jest bardzo ważne, bo tylko wtedy będziemy mogli powiedzieć, że naszą pracą w Nexbio rzeczywiście zmieniamy świat na lepsze.

Artykuł powstał we współpracy z konkursem ''The Venture''

''To nie jest sztuka dla samej sztuki''
  1. Section 1